Microsoft nazywa to vibe working.
Z pozoru brzmi niewinnie, jak nowy sposób „czucia rytmu pracy” — coś z pogranicza mindfulness i technologicznego zen.
Ale to określenie kryje coś o wiele głębszego: zmianę sposobu, w jaki myślimy o samej pracy, o wiedzy, o poznaniu i o roli człowieka w świecie maszyn.
1. Vibe — czyli praca na wyczucie, które nie jest nasze
Vibe working ma być naturalne.
Maszyna „wyczuwa” użytkownika — jego ton, nawyki, kontekst.
W nowym trybie Agent Mode, wbudowanym w pakiet Microsoft 365, użytkownik nie mówi już „zrób tabelę”, tylko „przygotuj analizę sprzedaży i wyślij ją zespołowi”.
Reszta dzieje się sama.
To przełom, który Microsoft reklamuje jako odejście od wykonywania zadań na rzecz realizacji celów.
Ale w tym przesunięciu kryje się paradoks:
człowiek przestaje rozumieć, co naprawdę robi — bo proces zostaje ukryty.
Praca zaczyna być „na vibe”:
oparta nie na procedurze, lecz na symulowanym zrozumieniu.
To już nie człowiek pracuje intuicyjnie, lecz maszyna, która symuluje ludzką intuicję.
Vibe working to nie „praca w rytmie”, lecz praca w rytmie, który nie jest nasz.
2. Okno, które się zamyka
Przez dekady żyliśmy w metaforze okna.
System operacyjny nauczył nas myśleć, że każde zadanie to osobny proces:
arkusz w Excelu, dokument w Wordzie, prezentacja w PowerPoincie.
Człowiek był klikaczem — kopistą kontekstu, który ręcznie przenosił sens z jednego miejsca do drugiego.
Kopiowaliśmy tabelę z PDF-a, wklejaliśmy do Excela, sumowaliśmy kolumny, tworzyliśmy wykresy, które potem wklejaliśmy do prezentacji i wysyłaliśmy mailem.
Tak wyglądał cały pejzaż pracy poznawczej końca XX wieku. Tak wygląda nadal.
Vibe working to koniec tej epoki.
Nie ma już okien, między którymi trzeba się przełączać.
Nie ma nawet aplikacji w klasycznym sensie — jest tylko cel i asystent, który wie, gdzie szukać danych, jak je połączyć i jak je zaprezentować.
To już nie jest tylko automatyzacja — to zatarcie granicy między działaniem a intencją.
3. Kiedy wiedza przestaje być potrzebna
Nie muszę znać Excela, by przygotować raport.
Nie muszę rozumieć funkcji SUMIF ani zagnieżdżonych formuł.
Nie muszę pisać kodu w Pythonie, by stworzyć aplikację.
Nie muszę znać matematyki, by wiedzieć, czy mogę iść w sobotę do kina bo na koncie mam wystarczająco pieniędzy.
Z pozoru — wyzwolenie.
Po latach cichego, narzekania pod nosem na Excela, wreszcie można powiedzieć: „nie interesuje mnie arkusz — interesuje mnie odpowiedź”.
Ale pod spodem rodzi się nowy rodzaj poznawczej amnezji.
Nie wiemy już, co się dzieje między pytaniem a odpowiedzią.
Kiedyś musieliśmy rozumieć algorytm, wzór, strukturę danych.
Dziś wystarczy, że system zrozumie nas.
Ale im bardziej czujemy, że technologia „nas rozumie”, tym mniej rozumiemy technologię.
To moment, w którym wiedza proceduralna rozpuszcza się w iluzji empatii systemu.
4. Vibe jako anty-abstrakcja
To paradoks: im bardziej ułatwiamy sobie pracę, tym bliżej jesteśmy do poziomu surowych tranzystorów, do pierwotnej logiki obliczenia.
Bo vibe working nie jest kolejną warstwą abstrakcji — jest jej końcem.
Język, kod, interfejs — wszystko to miało łączyć człowieka z maszyną.
Teraz wystarczy powiedzieć, co chcemy, by się stało.
Nie piszemy już programu — wydajemy intencję.
Maszyna tłumaczy ją w proces, a my dostajemy rezultat, którego nawet nie umiemy zreplikować samodzielnie.
To przypomina powrót do źródła:
z poziomu języka wracamy do poziomu energii.
Nie musimy rozumieć elektronów, by myśleć, że nimi sterujemy.
5. Programista, który nie zna kodu
Vibe programming to kolejna odsłona tego samego zjawiska.
Nie piszesz kodu — opisujesz funkcję.
Nie konstruujesz systemu — komunikujesz zamiar.
Model generatywny staje się Twoim juniorem na dopingu, który nigdy nie śpi, nie pyta i nie odmawia.
To wygodne.
Ale czy programista, który nie zna kodu, nadal jest programistą?
Czy analityk, który nie rozumie formuł, nadal jest analitykiem?
A może zawód się nie kończy — tylko zmienia w coś, co trudno już nazwać pracą?
Bo kiedy przestajesz wiedzieć jak coś działa, przestajesz też wiedzieć dlaczego działa.
A wtedy pozostaje tylko zaufanie — wiara w sprawczość algorytmu.
6. Vibe jako koniec interfejsu
GUI, CLI, API — te trzy warstwy były próbą pogodzenia człowieka z maszyną.
W każdej z nich był jeszcze jakiś dotyk świata: przycisk, pole tekstowe, komenda.
Vibe working to moment, w którym interfejs znika.
Mówimy, myślimy, a system słucha.
Nie klikamy, nie piszemy, nie szukamy — tylko deklarujemy.
To praca bez interfejsu.
I może właśnie dlatego tak niepokojąca.
Bo jeśli interfejs był lustrem, w którym odbijała się nasza intencja, to teraz zostajemy sam na sam z czarnym ekranem, który wie więcej, niż pokazuje.
7. Wiedza jako świadomość błędu
W świecie, w którym wszystko dzieje się automatycznie, nową formą wiedzy nie będzie umiejętność działania, lecz umiejętność rozpoznawania błędów systemu.
Nie jak coś zrobić — ale co zrobić, kiedy coś nie działa.
To subtelna, ale fundamentalna zmiana.
Człowiek przyszłości nie będzie już operatorem, tylko kuratorem sensu: kimś, kto obserwuje, jak maszyny myślą w jego imieniu, i pilnuje, żeby to myślenie nie zboczyło z drogi.
8. Post-praca
Vibe working nie kończy pracy — on kończy rozumienie pracy.
Bo przestajemy ją wykonywać, a zaczynamy przywoływać.
Tak jak kiedyś kliknięcie uruchamiało program, tak dziś intencja uruchamia cały proces poznawczy, którego nie jesteśmy już świadomi.
I może w tym tkwi właśnie esencja nowego etapu:
człowiek nie jest już klikaczem, tylko projektantem kierunku.
Nie zarządza danymi, tylko emocją, która ma prowadzić do wyniku.
Ale czy to jeszcze praca — czy już tylko współczesna forma zaklęcia?
Postscriptum
Może więc nie chodzi o to, że vibe working odbiera nam kontrolę.
Może po prostu przypomina nam coś, o czym zapomnieliśmy:
że praca nigdy nie była o klikaniu, tabelach ani kodzie,
tylko o pragnieniu, by świat reagował na nasze intencje.